Maksym Gorki - "Wassa Żeleznowa"

Dział poświęcony sztuce
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11639
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 241 razy
Otrzymał podziękowań: 194 razy

Maksym Gorki - "Wassa Żeleznowa"

Post autor: johny »

Tytułowa bohaterka to współczesna, wyemancypowana bizneswoman, która łączy dwie funkcje szefa rodzinnej firmy i głowy domu. Na kanwie tych dwu płaszczyzn obserwujemy losy firmy i rodziny.

Sprawdziłem, że sztuka ta została napisana przez Gorkiego w 1910 roku. Została jednak przez reżyserkę zaadoptowana na potrzeby świata obecnego. Niestety, w żaden sposób się to nie broni. Przez pierwsze pół godziny spektaklu nie za bardzo wiedziałem o co chodzi, jaki jest dla nas widzów przekaz. Stopniowo sens sztuki zacząłem łapać, jednak przekaz okazał się tak trywialny i prostolinijny, że na mej twarzy pojawił się duży uśmiech politowania. Generalnie chodzi o to, że współczesne czasy są złe, wszyscy gonią za kasą a człowieczeństwo schodzi na plan dalszy. A remedium na to wszystko jest... na Zeusa rewolucja komunistyczna! Zażenowanie i protest wewnętrzny to jedyne co mi przyszło na myśl! Co do diagnozy kondycji współczesnego świata to słuszna racja, ale można to pokazać w zupełnie inny sposób, vide: dramaturgia Bogossiana w wykonaniu Bronisława Wrocławskiego.

Aby to wszystko jakoś zatuszować reżyserka zaserwowała nam efekciarstwo w czystej postaci. W rzeczywistości spektakl składał się IMO z kilkunastu niezależnych od siebie scen, które faktycznie poprowadzone były w bardzo widowiskowy dla publiczności sposób. Tym bardziej dla mnie, osoby która siedziała na pufie tuż przed sceną, a aktorów miała dosłownie na wyciągnięcie ręki.

Jednak w mojej ocenie była to sztuka dla sztuki, a forma przerastała zdecydowanie treść. Tak naprawdę tylko jedna scena była dla mnie sceną genialną, a mianowicie scena wspólnej imprezy bohaterów, pod nieobecność Wassy. O ironio, akurat wtedy na scenie nie było p. Gabrielli Muskały, która wcielała się w tytułową bohaterkę i która w rzeczy samej ma wspaniały warsztat! Druga osobą, która zapadła mi w pamięć był p. Michał Stasczak w roli hulaki i pijaka Prochora i który w tej właśnie scenie grał role główną.

Podsumowując - nie uważam czasu spędzonego w teatrze za stracony ale drugi raz na tę sztukę bym nie poszedł. Po trosze to chyba wina stawianych w niej tez a po trosze adaptacji sztuki do czasów współczesnych.

Szkoda bo potencjał w aktorach jest niezaprzeczalny!
Ostatnio zmieniony 22 cze 2016, 13:03 przez johny, łącznie zmieniany 1 raz.
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
ODPOWIEDZ