Motocyklem po ścianie Wschodniej

Dział poświęcony relacjom z naszych wypraw
Awatar użytkownika
Szwagier
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 81
Rejestracja: 07 sie 2018, 21:29
Tytuł: Nigdy nie wiesz, co Cię w życiu spotka.
Miejscowość: Bydgoszcz
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 2 razy
Otrzymał podziękowań: 12 razy

Post autor: Szwagier »

Radość z Jazdy Motocyklem
Załączniki
Radosc z motocykli.jpg
Awatar użytkownika
irycki
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 2708
Rejestracja: 22 cze 2016, 12:05
Tytuł: Pan Motocyklik
Miejscowość: Legionowo
Podziękował;: 61 razy
Otrzymał podziękowań: 106 razy

Post autor: irycki »

Dzień siódmy: Sobota 11 sierpnia 2018

Przyszła chwila, kiedy porzuciliśmy gościnne progi moich kuzynów i ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie za długą, bo kolejny nocleg wypadał nam także na Podlasiu, niedaleko Gródka, gdzie z kolei jeden z naszych długoletnich znajomych kilkanaście lat temu kupił opuszczone gospodarstwo. Po drodze planowaliśmy jeszcze zahaczyć o Kruszyniany.

Ranek był chmurny, w nocy padało. Po szybkim śniadaniu załadowaliśmy Bombowca i wytoczyłem go na ulicę. Nie dało się jednak tak od razu odjechać. Poprzedniego dnia rano większość mieszkańców wioski była w pracy lub w polu. Teraz, przy sobocie, wszyscy byli na miejscu. Błyskawicznie otoczył mnie wianuszek zainteresowanych, głównie oczywiście facetów, i musiałem przez dłuższą chwilę odpowiadać na pytania. Paru z nich miało zresztą spore pojęcie o motocyklach i pytali mnie o dosyć konkretne rzeczy, więc z przyjemnością sobie z nimi pogawędziłem. Potem odpaliłem maszynę i ruszyliśmy w drogę, a pół wioski machało nam na pożegnanie.

Przez Kleszczele dojechaliśmy do Hajnówki, a stamtąd pojechaliśmy przez Narew. Gdzieś za Narwią przy jakiejś stacji benzynowej stały takie cosie:

Obrazek
(fot. Marysia)

Obrazek
(fot. Marysia)

Nie mam pojęcia, dlaczego i z jakiej okazji, może ktoś ma jakieś informacje?

Z Narwi pojechaliśmy w stronę Gródka i tam zaliczyłem potężną wpadkę nawigacyjną, zresztą na własne życzenie. Dałem się nabrać na małą brązową tabliczkę.

Mieliśmy w planach przejechać przez Gródek na wprost i w Waliłach wjechać na DK-65 w stronę granicy, by stamtąd skręcić na lokalną drogę do Kruszynian. Ale na skrzyżowaniu przy wjeździe do Gródka stał drogowskaz, a na nim niewielka brązowa tabliczka z informacją “Zabytkowy meczet w Kruszynianach”. Strzałka wskazywała w prawo.

Niewiele myśląc, skręciłem więc zgodnie ze strzałką, a na protesty pokładowego nawigatora odparłem radośnie: “Przecież jest drogowskaz, to pewnie jakiś skrót!”. Marysia wyrażała liczne wątpliwości, ale kierownicę trzymałem ja, więc niewiele mogła zrobić. Pasażer motocykla ma bowiem bardzo umiarkowany wpływ na kierunek jazdy :)

Przejechaliśmy przez Gródek, strzałek więcej nie było, ale uznałem, że ich brak oznacza konieczność jazdy prosto główną drogą. No więc jechaliśmy… i jechaliśmy… i jechaliśmy… Gródek się dawno skończył, droga zrobiła się mało ciekawa (był nawet odcinek brukowany), wilcy wyli po lasach… Niestety, niebo zasłaniały grube chmury i nie dało się nawet orientacyjnie po słońcu ocenić, czy jedziemy w dobrą stronę. W końcu Marysia się zbuntowała i kazała mi stanąć. Wyciągnęła telefon, odpaliła GPS-a, okazało się że jesteśmy w pobliżu wsi Wiejki i zamiast na północny wschód, jedziemy na południowy wschód. Zdecydowaliśmy o powrocie do Gródka, bo mapa wprawdzie przewidywała jakieś drogi prowadzące w stronę krajówki, ale nie wzbudziły one naszego zaufania.

Ktoś mi potem powiedział, że takie strzałki wcale nie służą do tego, żeby wskazywać konkretną drogę, a jedynie informują o ciekawym obiekcie i pokazują “orientacyjny kierunek”. Jak rozumiem, jest to patent dla miłośników ekstremalnych marszów na orientację. Należy sobie pod strzałką wyznaczyć azymut i konsekwentnie nim podążać, przez lasy, pola i zabudowania. Dla całej reszty turystów, czy to pieszych, zroweryzowanych czy zmotoryzowanych, przydatność takiej informacji jest raczej umiarkowana, ci bowiem zwykle poruszają się drogami. Może się mylę, ale węszę w tych strzałkach jakieś “granty”, “projekty” czy inne dotacje. Ktoś na tym zarobił, a sens jest rzeczą wtórną.

Zgodnie z pierwotnym planem dojechaliśmy do krajówki i tam popełniłem kolejny błąd logistyczny. Ponieważ obiło mi się o uszy, że Tatarska Jurta w Kruszynianach uległa spaleniu, doszedłem do wniosku, że niczego tam się nie da zjeść, zajechaliśmy więc do przydrożnego zajazdu. Uprzedzając wydarzenia powiem, że był to błąd, Tatarska Jurta działa w najlepsze pod namiotami i częściowo w pomieszczeniach muzeum tatarskiego, ale byliśmy tak najedzeni, że z bólem serca zrezygnowaliśmy z lokalnych specjałów. Trudno, przynajmniej będzie powód żeby tam jeszcze raz zajechać.

Obrazek
(fot. Marysia)

Droga do Kruszynian jest specyficzna. Mniej więcej do połowy jest to dobrze utrzymana szutrówka, po czym nagle, ni stąd ni zowąd, zaczyna się asfalt. Podejrzewam, że jest to granica gminy - Kruszyniany szarpnęły się na asfaltówkę, a sąsiednia gmina nie widziała w tym interesu, bo droga prowadzi tylko do Kruszynian. Ale taki asfalt zaczynający się w środku lasu sprawia nieco śmieszne wrażenie. Doszliśmy nawet do wniosku, że to jest owo mityczne miejsce, gdzie asfalt zwija się na noc, i ktoś zwyczajnie zapomniał rano kawałka rozwinąć.

W Kruszynianach obejrzeliśmy muzeum i meczet, a potem połaziliśmy trochę po wiosce.

Marysia przed meczetem
Obrazek

Meczet
Obrazek
(fot. Marysia)

Wnętrza niestety nie można było fotografować.

Następny etap podróży prowadził do posiadłości naszego kolegi. Teoretycznie dałoby się pewnie dojechać tam lasami, ale ciężkim motorem źle jeździ się po piaskach, wrócilśmy więc na krajówkę i ruszyliśmy z powrotem w stronę Białegostoku.

W momencie kiedy wjeżdżaliśmy na krajówkę, zaczęło padać. Chwilę później było to już oberwanie chmury. Zastanawiałem się, czy nie zjechać na bok, ale Marysia stwierdziła, że ulewa zaraz przejdzie. Nie wiem skąd miała te informacje, ale były prawdziwe - może z pięć minut jechaliśmy w strugach deszczu, a potem jak nożem uciął deszcz się skończył i tylko mokra szosa wskazywała, że przed chwilą padało.

W Waliłach skręciliśmy w szutrówkę. Nie była ona tak dobrej jakości jak ta prowadząca do Kruszynian, miała takie poprzeczne rowki, czyli tzw. “tarkę”. Nie wiem czy czytaliście książkę “Cena strachu”, ale tam właśnie była taka droga. Dało się po niej jechać albo bardzo wolno, albo bardzo szybko. Prędkości pośrednie powodowały silne wibracje. My co prawda nie wieźliśmy nitrogliceryny, ale doświadczyliśmy czegoś podobnego - gdzieś do 20 km/h dawało się jechać, a powyżej tej prędkości z zębów wypadały plomby. Gładka jazda zaczynała się powyżej 70 km/h. Siedem dych po szutrze motocyklem nie mającym żadnych cech terenowych to sporo, przynajmniej dla mnie. Na szczęście do przejechania były jakieś dwa kilometry z hakiem.

W “centrum wsi” skręciliśmy w prawo. Piszę “centrum” w cudzysłowie, bo wieś jest mocno specyficzna. W odróżnieniu od wsi moich kuzynów, która była gęsto zabudowaną ulicówką, tutaj poszczególne gospodarstwa są dość daleko od siebie i wieś jest pojęciem mocno umownym. Centrum polega na tym, że na rozstajach dróg stoi krzyż, a zabudowa jest tak gęsta, że z jednego gospodarstwa daje się zobaczyć drugie. Mój kolega mieszka już w absolutnej głuszy, do najbliższego sąsiada, takiego “tuż za płotem”, ma ze 400 metrów i w dodatku zasłania go zagajnik. O telefonach komórkowych nie ma co mówić (żeby zadzwonić, trzeba wyjść na łąkę i jakieś 200 metrów dalej bywa zasięg). O dziwo, jest tam telefon “stacjonarny”, ale tylko z nazwy, bo TPSA, czyli obecny Orange, wykorzystała po prostu starą infrastrukturę dawnego analogowego Centertela. Telefon ma więc “stacjonarny” numer, ale w rzeczywistości to radiolinia. Oczywiście o żadnym internecie nie ma co marzyć. Internet jest w Gródku, można sobie w wiaderku przywieźć.
Nocą panuje tam absolutna cisza i ciemność. W zasięgu wzroku jedyne sztuczne źródła światła to oświetlenie przelatujących samolotów. Jednym słowem, cudowne miejsce. Bałem się tylko trochę, czy trafimy, bo ostatnio byłem tam w 2011 roku, ale udało się.

(BTW. mam wrażenie, że Johny powinien znać te okolice ;) )

Wjazd do posiadłości naszych przyjaciół.
Obrazek

W momencie gdy wyjeżdżaliśmy na podwórze, znowu zaczęło lać. Zanim się rozpakowaliśmy i rozgościliśmy, deszcz się skończył. Z kumplem, jego żoną, dwójką dzieci i psem poszliśmy na długi spacer po lasach i łąkach. Niestety, pogoda nie pozwoliła na ognisko, ale kumpel w domu zrobił sobie kominek z funkcją grilla. Kolega dobrze gra na gitarze, Marysia też, siedzieliśmy więc do póżna przy grillu i piwku a czas upływał nam na pogaduszkach i śpiewankach.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.

Moje fotoszopki (aktualiz. 13.11.2022)
.
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11645
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 241 razy
Otrzymał podziękowań: 198 razy

Post autor: johny »

świetne! :564: Żałuj, że nie jadłeś u Dżanetty. Fantomas ze znajomymi byli zachwyceni. :-) Może poproszę szwagierkę i na zlot przywiozę babkę ziemniaczaną. :-)
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11645
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 241 razy
Otrzymał podziękowań: 198 razy

Post autor: johny »

irycki pisze: (BTW. mam wrażenie, że Johny powinien znać te okolice ;) )
Teraz spojrzałem na google map. Tam akurat nie byłem. Moja teściowa jest ok. 20 km bardziej na północ ale mimo wszystko te klimaty nie są mi obce. Do Gródka jeździlem po Dar... :-D
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Awatar użytkownika
irycki
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 2708
Rejestracja: 22 cze 2016, 12:05
Tytuł: Pan Motocyklik
Miejscowość: Legionowo
Podziękował;: 61 razy
Otrzymał podziękowań: 106 razy

Post autor: irycki »

Dzień ósmy: Niedziela 12 sierpnia 2018

Niedziela powitała nas pięknym słońcem. Było jednak bardzo chłodno, dużo chłodniej niż w sobotę. Mieliśmy jednak nadzieję, że szybko się ociepli. Były to, jak się okazało, nadzieje płonne.

Obrazek


Po śniadaniu załoga zajęła pozycje bojowe w Bombowcu i ruszyliśmy, a kolega na odjezdne zagrał nam na trąbce. Tym razem nie jechaliśmy przez “centrum” wsi, tylko pojechaliśmy skrótem prosto do krajówki. W drugą stronę bym tak nie trafił, bo dochodzących do asfaltówki leśnych dróg jest tam sporo do wyboru.

Wcześniej w lesie tego nie czuliśmy, ale gdy wyjechaliśmy na szosę, zaczął nam dawać się we znaki bardzo silny, zimny zachodni wiatr. Póki jechaliśmy w stronę Białegostoku nie było jeszcze najgorzej, bo dmuchało “w pysk”, a nasz motor ma bardzo dużą owiewkę, która w tym momencie znakomicie spełniała swoją rolę.. Problem zaczął się gdy skręciliśmy na “ósemkę” w stronę Augustowa i pomknęliśmy prawie dokładnie ku północy. Teraz wiało nam z lewej strony i owiewka niewiele dawała. Jazda w takie wietrzysko wymaga dużo większej uwagi niż zazwyczaj, ponieważ nagły podmuch potrafi całkiem konkretnie “przestawić” motocykl. Najgorsze jednak było to, że bardzo szybko zacząłem marznąć. Niestety, dopiero tego ranka zorientowałem się, że nie dopakowałem polara i nie miałem (poza kurtką, rzecz jasna) żadnego ciucha z długimi rękawami. Na siebie mogłem założyć kilka T-shirtów, ale zimny wiatr przebijał się przez motocyklową skórę i marzły mi ręce. W połowie drogi w przypływie rozpaczy zjechaliśmy na jakiś leśny parking i pod kurtkę założyłem jeszcze piżamę, która miała długi rękaw. Ale i tak do Augustowa dojechałem mocno zziębnięty. Dlatego też zamiast w stronę miasta, na początek skręciliśmy w lewo na drogę 61, bo pamiętałem że u wlotu do Augustowa była stacja benzynowa z fajną knajpką. Tam posililśmy się potężną porcją naleśników z dżemem i gorącą herbatą. Ani wcześniej, ani później podczas naszej wycieczki tak nie zmarzłem.

Dopiero gdy trochę odtajałem, pojechaliśmy zrealizować pierwszy (i zarazem ostatni) punkt dzisiejszego programu, czyli muzeum Kanału Augustowskiego. Augustów był przeraźliwie zatłoczony, udało nam się znaleźć miejsce parkingowe dopiero w jakiejś bocznej uliczce. Samo muzeum jest malutkie, dla mnie zdecydowanie najciekawszym punktem był film pokazujący historię i stan obecny kanału.

Po wizycie w muzeum ruszyliśmy w dalszą drogę, “sześćdziesiątką jedynką” przez Rajgród i Grajewo do Szczuczyna, skąd pomknęliśmy na Pisz. Po południu wiatr zdecydowanie osłabł i jechało się dużo przyjemniej. Naszym celem były Wejsuny albo Niedźwiedzi Róg, gdzie planowaliśmy wyhaczyć jakiś nocleg. Niestety…

Do tej pory z noclegami nie mieliśmy żadnego problemu. Pomijając trzy ostanie (u rodziny/znajomych), niczego wcześniej nie bukowaliśmy, zawsze coś znajdowaliśmy w trakcie jazdy albo wręcz na miejscu. I to uśpiło naszą czujność. Zapomnieliśmy, że po pierwsze, wjechaliśmy właśnie na Mazury, jeden z bardziej obleganych przez turystów regionów, po wtóre, zaczął się długi weekend sierpniowy. W Wejsunach nie było żadnych wolnych pokojów! Kilka telefonów do miejscówek w Niedźwiedzim Rogu też zakończyło się niepowodzeniem. Mieliśmy co prawda namiot jako opcję rezerwową, ale akurat dzisiaj, gdy mocno przemarźliśmy, średnio nam się ta opcja uśmiechała.

Zaczęliśmy kombinować co dalej. Potrzebowaliśmy nocować gdzieś w okolicy, bo następnego dnia mieliśmy w planie kajaki na jeziorze Nidzkim. Marysia wstępnie znalazła i zarezerwowała pokój w “Hotelu Nidzkim”, ale mi się to średnio podobało. Byliśmy w pobliżu miesiąc wcześniej, bo nasza córka instruktorzyła na obozie harcerskim nad Nidzkim właśnie, i odniosłem wrażenie, że ten hotel to mocno “rozrywkowe” miejsce. Jakoś nie miałem ochoty na disco-polo do białego rana.

Uruchomiłem wyszukiwarkę noclegów, wbiłem dość spory promień wyszukiwania (20 kilometrów), i Eureka! wyskoczył wolny pokój w agro w jakimś Jaśkowie. Marysia zaraz zadzwoniła. O dziwo, pokój był nadal aktualny. Czym prędzej go zaklepaliśmy, odwołaliśmy hotel Nidzki, tylko zaraz, może sprawdźmy, gdzie właściwie jest to całe Jaśkowo? Hmmm, koło Wiartla. W sumie, czemu nie?

Wskoczyliśmy na motor, wróciliśmy do szosy Rucianie-Pisz i pociągnęliśmy na Ruciane. Kawałek dalej, w Szerokim Borze Piskim, skręciliśmy w lewo i uroczą, wąziutką drogą, przecinającą “na durch” Puszczę Piską, dojechaliśmy do Wiartla. Jeszcze zanim zjechałem z krajówki, zaczęła mi się palić kontrolka paliwa, ale stwierdziłem, że zatankujemy w Wiartlu. A tu zonk, jak nam potem powiedział nasz gospodarz, w Wiartlu stacji niet.

Nasza dzisiejsza miejscówka okazała się być przeuroczym miejscem. Zaraz za płotem rozciągałą się “nieprzebyta” Puszcza Piska. Warunki mieszkaniowe więcej niż porządne, wszystko czyste i nowe. Jedyny - dla nas - mankament to taki, że nie przyjmują z psami, a już cieszyliśmy się, że wyskoczymy tam któregoś jesiennego weekendu.

Marysia ma kota :)
Obrazek

Tak wyglądało nasze agro:

To uchylone okienko na górze to nasze :)
Obrazek
(fot. Marysia)


Obrazek
(fot. Marysia)


Obrazek
(fot. Marysia)


Obrazek
(fot. Marysia)


Po rozpakowaniu i przebraniu ruszyliśmy do Wiartla. Jako 10-cio, 11-to letni dzieciak spędzałem tu wakacje i ciekaw byłem, czy coś jeszcze rozpoznam. Oczywiście, sama wioska ogromnie się zmieniła, ale mam wrażenie, że poznałem miejsce, gdzie nad jeziorem u gospodarza stały dwa domki kempingowe z dykty, z których jeden wynajmowaliśmy. Teraz wznosiły się tam eleganckie pawilony, chałupa (a właściwie willa) gospodarza też była nowa.

Wracając do naszej agro, koło remizy natknęliśmy się na akcję “poczęstuj się książką”. Na stoliku wyłożone było w pudłach kilkadziesiąt książek do wzięcia. Można też było coś zostawić, ale nie był to warunek konieczny. My oczywiście nie nie mieliśmy czego zostawiać, ale ponieważ po tygodniu odczuwaliśmy już silny niedobór słowa pisanego, z przyjemnością się poczęstowaliśmy.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.

Moje fotoszopki (aktualiz. 13.11.2022)
.
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11645
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 241 razy
Otrzymał podziękowań: 198 razy

Post autor: johny »

Wspaniale czyta się twoją relację. Czuję jakby to ja jechał twym motocyklem. :564:
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Awatar użytkownika
RobertH
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 1279
Rejestracja: 26 lis 2018, 00:22
Tytuł: RobertH
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 6 razy
Otrzymał podziękowań: 7 razy

Post autor: RobertH »

świetna wyprawa ,Polska to piękny kraj.:)
KSIĄŻKI NIE GRYZĄ !!! POCHŁANIAJĄ W CAŁOŚCI !!!

Obrazek
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11645
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 241 razy
Otrzymał podziękowań: 198 razy

Post autor: johny »

RobertH pisze:olska to piękny kraj.:)
Nie wiem czy ktokolwiek z forowiczów ma w tym względzie jakiekolwiek wątpliwości. :-)
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
TomaszK
Forowy Badacz Naukowy
Forowy Badacz Naukowy
Posty: 8828
Rejestracja: 09 lip 2013, 18:42
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 47 razy
Otrzymał podziękowań: 366 razy

Post autor: TomaszK »

Czy na ostatnim zdjęciu jest młyn wodny ?
Awatar użytkownika
irycki
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 2708
Rejestracja: 22 cze 2016, 12:05
Tytuł: Pan Motocyklik
Miejscowość: Legionowo
Podziękował;: 61 razy
Otrzymał podziękowań: 106 razy

Post autor: irycki »

Tak, to są częściowo zabudowania dawnego młyna.
Naprawdę bardzo klimatyczne miejsce.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.

Moje fotoszopki (aktualiz. 13.11.2022)
.
Awatar użytkownika
irycki
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 2708
Rejestracja: 22 cze 2016, 12:05
Tytuł: Pan Motocyklik
Miejscowość: Legionowo
Podziękował;: 61 razy
Otrzymał podziękowań: 106 razy

Post autor: irycki »

Dzień dziewiąty, Poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Po wczorajszych chłodach nie pozostało śladu, ranek był pogodny i ciepły. Ale to nic dziwnego, przecież dokładnie taką pogodę zamówiliśmy.

Zaraz po śniadaniu ruszyliśmy do Rucianego. Jechałem na rezerwie i trochę mało pewnie się czułem, bo nie miałem zielonego pojęcia, na ile naprawdę starcza w Bombowcu rezerwy. Miałem co prawda w ramach pakietu Assistance “dowóz paliwa” ale jakoś mi się nie spieszyło, żeby sprawdzić jak to działa. Ale obyło się bez żadnych przygód. W Rucianem zatankowaliśmy a potem pojechaliśmy do PTTK-u Nidzie, gdzie mieliśmy zamówione kajaki. Zostawiliśmy motor na parkingu ośrodka, a motocyklowe skóry i kaski u przemiłej pani w recepcji, i na kilka godzin zmieniliśmy środek transportu na bardziej czerwony :D

(fotki moje i Marysi, nie chce mi się przy tej ilości wszystkich opisywać. Przy okazji - fotki się linkują z googla i ewidentnie przy dużej ich liczbie w poście nie zawsze wszystkie się wczytują. Ale kliknięcie w fotkę ją otworzy.)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najpierw popłynęliśmy na południowy zachód, za ostatnią wyspę, potem z powrotem w stronę Rucianego. W międzyczasie dobiliśmy do bezludnej wyspy. ściśle biorąc, cumowała przy niej co prawda jedna łódka, ale cała załoga była na pokładzie, więc uznaliśmy, że w tym momencie wyspa jest bezludna.

Obrazek


Pod długiej wspinaczce zdobyliśmy szczyt.

Obrazek

Widok z wyspy:

Obrazek

Niektórzy bardzo dziwnie nazywają swoje łajby :-D

Obrazek


Dalej popłynęliśmy przez kanał na Guziankę, zatoczyliśmy rundę honorową wokół mariny w Rucianem

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


i po trzech godzinach spędzonych na wodzie przyszło nam wreszcie oddać kajak i powrócić na pokład Bombowca. Ponieważ zbliżała się już pora obiadowa, zjedliśmy w Rucianem w restauracji Kolorada, a potem ruszyliśmy do Mamerek, gdzie w czasie II Wś znajdowała się Kwatera Główna Niemieckich Wojsk Lądowych (OKH).

Planowałem jechać przez Uktę, Mikołajki, Ryn i Kętrzyn, ale w Rynie źle skręciliśmy i pojechaliśmy na Giżycko. Marysia stwierdziła, że nie ma problemu, przez Giżycko też będzie dobrze.

W Giżycku nie zatrzymaliśmy się w twierdzy Boyen, bo byliśmy już tam dwa razy, ale jeśli ktoś nie był, to polecam. Podobnie zresztą warto zobaczyć obrotowy most na kanale. Kiedy tam byliśmy ostatnio, most obracany był ręcznie - wychodził pan, wsadzał w dziurę w jezdni po środku mostu sztycę z uchwytami na końcu, i zaczynał kręcić.

Z Giżycka przez Pozezdrze, Harsz, Kirsajty i Sztynort dotarliśmy wreszcie do Mamerek.

Obrazek


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



“U-boot” w Mamerkach:

Obrazek


U-boot nie jest wbrew pozorom tutaj tak zupełnie od czapy, ponieważ nawiązuje do legendy, w myśl której w Mamerkach miała powstać tajna baza tych okrętów, połączona z Bałtykiem budowanym wówczas kanałem Mazurskim. Ot, jedna z teorii spiskowych, ale mająca w sobie jeszcze pozory prawdopodobieństwa.

Inne były już dużo bardziej odjechane:


Obrazek


W Mamerkach Marysia wygooglała naszą dzisiejszą bazę, czyli pensjonat U Łabana przy drodze 592 z Kętrzyna do Giżycka. Przez Dłużec i Starą Różankę pojechaliśmy więc na Kętrzyn.

Dzisiejszy dzień był naszym pierwszym spotkaniem z mazurskim drogami niższych kategorii i powiem szczerze, że tak fatalnych dróg jak tam, nie spotkałem nigdzie indziej. Niektóre z dróg wojewódzkich stanowiły ciąg byle jak położonych asfaltowych łat, przy których znana wielu z Was droga z Zalewa do Jerzwałdu wcale nie jest jeszcze taka zła. Zaś koleiny na drogach krajowych w razie konfliktu zbrojnego śmiało można wykorzystać jako okopy.

Pensjonat u Łabana znaleźliśmy za drugim razem, ponieważ tablica z nazwą umieszczona była tak, że widoczna była tylko jak się jechało od strony Giżycka, my zaś nadjechaliśmy od Kętrzyna. Sam pensjonat jest bardzo klimatyczny, choć mocno niedoinwestowany, i znajduje się niestety w średnio ciekawym miejscu. Do najbliższego jeziora jest z kilometr, do lasu nieco bliżej, ale też kawałek. Dodatkowo obok pensjonatu znajduje się coś, co nie do końca potrafiłem zidentyfikować - albo jest to jakaś budowa w bardzo wczesnym stadium, albo kopalnia piasku/żwiru, w każdym razie stały tam jakieś koparki oraz hałdy piachu i wszystko wyglądało mało wyjściowo. Ale myśmy mieli tam spędzić tylko jedną noc, więc nam to nie przeszkadzało.


Sam pensjonat mieścił się w dawnej stajni. Cały dół zajmowała wielka sala jadalna, a na dwupoziomowym poddaszu były pokoje. Standard nieprzesadnie wysoki, ale było czysto, a z kranu leciała ciepła woda, więc czego chcieć więcej? Za to śniadanie następnego dnia okazało się być przepyszne.

Obrazek

Przed wejściem stały takie straszydła (to pośrodku to ja):
Obrazek


Obrazek


Obrazek



Pan gospodarz, widząc nasz motocykl, od razu zaproponował, żebym go wprowadził pod wiatę, tam gdzie znajdowały się stoliki, “bo ma padać w nocy”, ale grzecznie odmówiłem.

Tu miałbym parkować:
Obrazek


Dzisiaj nie chciało nam się nigdzie chodzić (zresztą nie bardzo było gdzie), więc wieczór spędziliśmy nad lekturą książek, którymi “poczęstowaliśmy się” poprzedniego dnia w Wiartlu.
Ostatnio zmieniony 30 mar 2019, 19:08 przez irycki, łącznie zmieniany 4 razy.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.

Moje fotoszopki (aktualiz. 13.11.2022)
.
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11645
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 241 razy
Otrzymał podziękowań: 198 razy

Post autor: johny »

Jak zwykle super, kurze muszę do tych Mamerek w końcu dotrzeć. Co do jakości dróg na Mazurach to mam podobne odczucia do twoich. I pomyśleć, że Tomasz "latał" tam coś koło 200 km/h. :-D
Ostatnio zmieniony 31 mar 2019, 09:12 przez johny, łącznie zmieniany 1 raz.
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Awatar użytkownika
irycki
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 2708
Rejestracja: 22 cze 2016, 12:05
Tytuł: Pan Motocyklik
Miejscowość: Legionowo
Podziękował;: 61 razy
Otrzymał podziękowań: 106 razy

Post autor: irycki »

johny pisze:Co do jakości dróg na Mazurach to mam podobne odczucia do twoich. I pomyśleć, że Tomasz "latał" tam coś koło 200 km/h. :-D
Podejrzewam że wtedy były w lepszym stanie :-D. Od tego czasu są tylko łatane...
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.

Moje fotoszopki (aktualiz. 13.11.2022)
.
TomaszK
Forowy Badacz Naukowy
Forowy Badacz Naukowy
Posty: 8828
Rejestracja: 09 lip 2013, 18:42
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 47 razy
Otrzymał podziękowań: 366 razy

Post autor: TomaszK »

Mamerki są super. Jak już ktoś zwiedził kwaterę Hitlera w Gierłoży i chciałby wiedzieć jak wyglądały tamtejsze bunkry przed wysadzeniem, może zobaczyć właśnie w Mamerkach.
Awatar użytkownika
irycki
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 2708
Rejestracja: 22 cze 2016, 12:05
Tytuł: Pan Motocyklik
Miejscowość: Legionowo
Podziękował;: 61 razy
Otrzymał podziękowań: 106 razy

Post autor: irycki »

Dzień dziesiąty, Wtorek, 14 sierpnia 2018

Prognoza na dzisiaj przewidywała intensywne opady. Znaczy, będziemy mieć mokry motor…

Z pensjonatu “U Łabana” ruszyliśmy drogą na Kętrzyn. Nie stawaliśmy tam, gdyż w Kętrzynie już kiedyś byliśmy i zwiedzaliśmy tamtejsze zabytki. Nie zatrzymaliśmy się także w świętej Lipce, bo piękne organy oglądaliśmy kilkukrotnie i udało nam się nawet załapać na koncert. Ale gorąco polecam to miejsce jeśli ktoś jeszcze tam nie był. My zaś kierowaliśmy się na pierwszy punkt dzisiejszego programu, czyli Lidzbark Warmiński. Droga była dość podła, za to okolica, nawet w pochmurny i wietrzny dzień, urokliwa. W niemal że co drugiej wiosce, takiej prawie zabitej dechami, stały piękne gotyckie kościoły. W większości mazowieckich miast takie zabytki byłyby główną ozdobą, w dawnym Państwie Krzyżackim stały sobie po prostu wśród pól…

Przed Lidzbarkiem zaczęło mżyć, ale gdy parkowaliśmy motor na parkingu pod zamkiem, przestało. Ruszyliśmy zwiedzać siedzibę biskupów warmińskich:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Gdy zajmowaliśmy miejsca w Bombowcu, znowu zaczęło kropić. Marysia stwierdziła jednak, że za chwilę przestanie. Cóż, tym razem się pomyliła. Zaraz za Lidzbarkiem rozpadało się na dobre i już widać było, że ulewa nieprędko się skończy. Stanąłem na jakimś przystanku przy drodze i po raz pierwszy na tym wyjeździe przyszło nam zakładać przeciwdeszczowe ciuchy.

W strugach deszczu dotarliśmy do Ornety, i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestało padać. Zaparkowaliśmy w centrum miasteczka i poszliśmy zwiedzać kościół p.w. św. Jana:

Irycki w Ornecie:
Obrazek


Orneta:
Obrazek

Obrazek

Kościół sw. Jana:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Deszcze się skończyły, ale dalej było pochmurno. Z Ornety ruszyliśmy na północny zachód i przez Pieniężno dotarliśmy do Braniewa, gdzie wcześniej zarezerwowaliśmy sobie pokój w małym rodzinnym pensjonacie. Gdy podjechaliśmy na miejsce, zmartwiłem się trochę, bo wyglądało na to, że pensjonat nie ma własnego parkingu, a goście parkują samochody w zatoczce przed domem. Nie bardzo uśmiechało mi się zostawiać niepilnowany motocykl na noc na ulicy. Ale właściciel pokazał mi wąskie przejście między domami i powiedział, żebym wjechał tędy do środka na wewnętrzne podwórko. Tak też zrobiłem.

Przebraliśmy się i ruszyliśmy do Braniewa pozwiedzać i coś zjeść. “Zabytkowe” centrum Braniewa nie rzuca na kolana:

Obrazek

Na szczęście kawałek dalej jest już dużo lepiej:

Obrazek


W Braniewie warto obejrzeć bazylikę św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Ta piękna gotycka budowla podzieliła niestety los wielu innych i została niemal całkowicie zniszczona w czasie ostatniej wojny. O dziwo, za zniszczenie jej należy obwiniać tym razem nie Rosjan, a Niemców. To wycofujące się wojska niemieckie postanowiły wysadzić górującą nad okolicą wieżę. Niestety wieża przewróciła się na kościelne sklepienia, doszczętnie je rujnując. Zachował się jedynie fragment wieży i część murów. To co widzimy obecnie, to efekt odbudowy, którą przeprowadzono na początku lat osiemdziesiątych staraniami ówczesnego księdza proboszcza. Mimo że jest rekonstrukcją, bazylika sprawia duże wrażenie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Czas mijał a my robiliśmy się coraz bardziej głodni. Idąc, minęliśmy hotel “Warmia” i zastanawialiśmy się przez chwilę, czy nie zjeść właśnie tam. Ale szperając po sieci znalazłem opinie, że najlepszym lokalem w mieście jest Spichlerz Mariacki. Postanowiliśmy tam pójść i zafundować sobie luksusową kolację. Jakież było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że cała restauracja zarezerwowana jest na wesele! Do “Warmi” nie chciało nam się wracać i jak niepyszni udaliśmy się do mieszczącej się w pobliżu pizzerii Venecja. Pizza była nawet dosyć smaczna, ale przecież nie pizzę chcieliśmy dziś jeść!
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.

Moje fotoszopki (aktualiz. 13.11.2022)
.
Awatar użytkownika
PawelK
Moderator
Moderator
Posty: 6392
Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
Podziękował;: 202 razy
Otrzymał podziękowań: 144 razy
Kontakt:

Post autor: PawelK »

irycki pisze:udaliśmy się do mieszczącej się w pobliżu pizzerii Venecja
Wygląda na to, że to jest jedyne miejsce w Braniewie gdzie można coś zjeść bo my finalnie też trafiliśmy do pizzerii Venezia.
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11645
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 241 razy
Otrzymał podziękowań: 198 razy

Post autor: johny »

irycki pisze:W niemal że co drugiej wiosce, takiej prawie zabitej dechami, stały piękne gotyckie kościoły. W większości mazowieckich miast takie zabytki byłyby główną ozdobą, w dawnym Państwie Krzyżackim stały sobie po prostu wśród pól…
Też zwróciłem na to uwagę. W jednym z takich kościołów tuż obok Lidzbarka - w Kiwitach - mój przyjaciel był proboszczem. Niesamowita świątynia.
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11645
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 241 razy
Otrzymał podziękowań: 198 razy

Post autor: johny »

Do Reszla dobiliście? :027:
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Awatar użytkownika
irycki
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 2708
Rejestracja: 22 cze 2016, 12:05
Tytuł: Pan Motocyklik
Miejscowość: Legionowo
Podziękował;: 61 razy
Otrzymał podziękowań: 106 razy

Post autor: irycki »

Reszel poczeka na inną okazję. Nie da się zobaczyć wszystkiego...
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.

Moje fotoszopki (aktualiz. 13.11.2022)
.
Brunhilda
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 7158
Rejestracja: 10 lip 2013, 04:07
Płeć: Kobieta
Podziękował;: 90 razy
Otrzymał podziękowań: 109 razy

Post autor: Brunhilda »

Pod wrażeniem! świetna wycieczka! Nie myślałam, ze w tych okolicach tyle pieknych, gotyckich kościołów!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Relacje z naszych wypraw”