Czas chyba na kolejną rozkminkę Nietajenki dot. rozdziału drugiego. Tradycyjnie już wyszczególnię występujące osoby:
- główny bohater - wciąż nie znamy jego imienia,
- kierownik parkingu - wspomniany,
- mechanik - z redakcyjnych warsztatów samochodowych,
- Teresa - autostopowiczka podróżująca do Ciechocinka,
- kilkunastu chłopaków autostopowiczów i złodziei kury,
- rolnik - wspomniany - tam nocowali autostopowicze,
- dzieciarnia i kilkunastu wyrostków - szydzili z wehikułu przed włocławską restauracją,
- podróżni ze statku płynącego po Wiśle,
- rodzice Teresy - wspomniani,
- ciotka Teresy - wspomniana,
- wczasowicze z Ciechocinka pływający na kajakach,
- sternicy i załogi statków i motorówek pływających po Wiśle w ilości nieokreślonej.
Znów w oczy rzuca się nam ogromna ilość wprowadzonych osób. Być może w tym tkwi fenomen samochodzików. Wprowadzając wielu bohaterów i statystów autor czyni swoje powieści bardzo naturalnymi. Do tego można dodać, że wprowadza on te osoby z niezwykłą subtelnością. Nie atakuje nas niepotrzebnymi dialogami, które dodawałyby tylko sztuczności. Kto raz przebywał na urlopie w terenie ten wie, że spotyka się tam bardzo wiele osób jednak gros z nich pozostaje anonimowymi.
W rozdziale mamy do czynienia z pierwszym moralizowaniem. Główny bohater gani Teresę za jej obcowanie z typami od skradzionej kury. Ponadto prosto z mostu wygarnia jej, że jest brudna i powinna się umyć. Ten temat przewija się potem w samochodzikach kilkakrotnie (harcerze w PSiT, Bronka w NPPS itd.). Zauważcie jaką lekkością stwierdza również, że Teresa jest brzydka, ruda i piegowata - bardzo mnie tym rozbawił.
W rozdziale tym mamy także kolejną dawkę technicznych informacji o wehikule. Bardzo pozytywną osobą wydał mi się mechanik z redakcyjnych warsztatów samochodowych. Ma on w sobie coś z naszego Jacka. Wywarł na mnie wrażenie osoby, która nie tylko grzebie pod maską silnika ale także interesuje się historią motoryzacji, innowacyjnością w technice, jest ciekawy i spostrzegawczy. Taki mechanik z pasją. Co prawda długość oględzin wehikułu sugerowałaby jego skrajny flegmatyzm ale i tak moja ocena jego osoby wypada nieźle. Są jednak inne rzeczy, które mnie lekko irytują. Nie bardzo wiem po diabła autor wprowadził... diabła. Ten element w żadnym innym samochodziku się nie powtarza. Ponadto dwugodzinne przygotowanie wehikułu do pływania to już lekka przesada. Wyobraźcie sobie pościg za Kuryłłą w KS. Nie dość, że Fryderyk dawno by go dogonił to jeszcze zdążyłby grilla rozpalić i upiec szaszłyki a Tomasz nadal by się z autem mozolił. Myślę (podobnie jak jeden z przedmówców), że pomysł wehikułu dopiero się u autora krystalizował. Pewne niewygodne dla akcji elementy w późniejszych powieściach po prostu odrzucił. To tyle, póki co.