Już w domu! Mogę powiedzieć mission accomplished. Przyjelysmy okolo 90 osob. Padńieta, bo samolot z Bangkoku mały jakiś. Misia by wiedziała jaki. Miejsca dwa, cztery, dwa. To co ? jakis A 330 czy coś? Wszystko jedno. Jak śledzie stłoczeni. Pelniutenko! Ani pół dodatkowego miejsca, żeby chociaż pol-położyć sie. Na dodatek nasz Qantas ostatnio nie popisuje się. Pewnie oszczędności wprowadzają.
A u nas! Żar z nieba. Gorącej niż w Kambodży, gorecej niż w Bangkoku. Żywy żar się leje. Prawie tęsknie za Kambodża ...
Z drugiej strony...poschnie trochę tych liści i zielska co powyrastały w ogrodzie. Mniej roboty. Odpadną.
Kierowcy w Bangkoku pytali skąd jesteśmy. Mówiliśmy, ze z Polski, bo słyszą, ze między sobą mówimy nie po ang. Poza tym.. za dużo tloumaczenia, ze mieszkamy nie w Polsce....nie mówią tam tak dobrze po angielsku znowu. I wszyscy: ojej a tam u was zamarzło 30 osób bo takie mrozy!
Tu żar z nieba, tam trzaskające mrozy. Nie wiadomo już co lepsze.