Uroczysko - inspiracje
: 03 sie 2013, 21:36
Uroczysko to debiutancka książka Zbigniewa Nienackiego. Główny bohater nie ma jeszcze superszybkiego samochodu, nie pracuje w Ministerstwie Kultury i Sztuki, a w pierwszej wersji nie pada nawet jego imię. Ale to on, a przygody ma bardziej samochodzikowe niż w niejednej późniejszej książce cyklu. Pierwowzór miejsca akcji – Tum pod Łęczycą, Nienacki ujawnił w zakończeniu książki, ale pozostawił czytelnikom przyjemność poszukiwania źródeł innych inspiracji do tej powieści.
W 1948 roku w Tumie pod Łęczycą, rozpoczęła prace ekipa archeologów z Uniwersytetu Łódzkiego, badająca wczesnośredniowieczne grodzisko, położone nieopodal kolegiaty.
Grodzisko z wieży kolegiaty, zdjęcie z artykułu Andrzeja Nadolskiego
Archeolodzy zawszy byli bliscy sercu Tomasza, bohatera książek Zbigniewa Nienackiego. Nasz Autor nie brał jednak udziału w tamtych wykopaliskach, w pracach w Tumie uczestniczył natomiast znany mu osobiście archeolog Andrzej Nadolski, późniejszy kierownik Katedry Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego.
Andrzej Nadolski, zdjęcie ze strony Instytutu Archeologii
Prawdopodobnie to Nadolski był pierwowzorem profesora Nemsty. Oprócz ważnej zgodności pierwszej litery nazwiska („któryś ze studentów zdążył już na drzwiach wejściowych napisać kredą N4”) i tego, że naprawdę kierował pracami prowadzonymi w Tumie tuż po wojnie, przemawia za tym jeszcze jedno – błyskawiczna kariera. W 1957 roku, kiedy ukazało się pierwsze wydanie „Uroczyska”, miał już stopień docenta, podczas gdy w czasie powojennych prac w Tumie, podobnie jak książkowy Nemsta był jeszcze magistrem. Andrzej Nadolski był postacią znaną nie tylko w archeologii, napisał kilka popularnych książek o rycerstwie średniowiecznym, był konsultantem filmów „Krzyżacy”, „Gniazdo” i popularnego pod koniec lat 80-tych serialu dokumentalnego „Biała broń”. Wyniki badań w Tumie, Nienacki poznał prawdopodobnie od Andrzeja Nadolskiego albo od jego młodszego kolegi, a swojego przyjaciela, Jerzego Kmiecińskiego, również łódzkiego archeologa.
Zdjęcie z artykułu Andrzeja Nadolskiego
O tym, że Zbigniew Nienacki znał dobrze przebieg badań grodziska, świadczy zaczerpnięty z nich, a opisany w „Uroczysku” sposób otwarcia kurhanu - wyznaczenie szerokiej dwumetrowej dróżki, którą pogłębiono w chodnik-przekop i dotarto do środka kurhanu. Kurhanów nie bada się w ten sposób, co bardzo złośliwie wytknął mu autor recenzji pierwszego wydania „Uroczyska”, która ukazała się w 1958 roku w czasopiśmie archeologicznym „Z Otchłani Wieków”. Złośliwy publicysta, w swojej ociekającej jadem recenzji podsumował tę kwestię: „Autor więc wprowadza w błąd czytelnika przez opisywanie metod wykopaliskowych, których nie stosuje się w Polsce od kilkudziesięciu lat”. Może rzeczywiście kurhany bada się inaczej, ale jak wynika z publikacji Andrzeja Nadolskiego, tak właśnie badano tumskie grodzisko.
Rzymskie denary znalezione w grodzisku tumskim,
zdjęcie z artykułu Anatola Gupieńca.
W obrębie grodziska znaleziono m.in. dwa rzymskie denary, zapewne te same, które w książce pokazał Tomaszowi kościelny Just, jako kuwasowe talary. „Tak, chyba takie widziałem u Barczewskiego…Na monetach wizerunek otyłej twarzy mężczyzny. Czy to nie Neron ? Barczewski akurat taki samiutki denar mi pokazywał i mówił: „Przyjrzyj się jak wyglądał Neron, jaka ordynarną miał gębę”.
W tym samym czasie co archeolodzy, pracowali w Tumie konserwatorzy i historycy sztuki, ratujący kolegiatę ze zniszczeń wojennych. Ta grupa zawodowa musiała być jeszcze bliższa Zbigniewowi Nienackiemu, skoro w późniejszych książkach zrobił Tomasza właśnie historykiem sztuki. Zespołem badającym i odbudowującym kolegiatę kierował profesor Jan Koszczyc-Witkiewicz, architekt i konserwator zabytków. Swoją relację z kilkudziesięcioma zdjęciami i szkicami różnych przekrojów kolegiaty, opublikował w piśmie specjalistycznym „Teka Konserwatorska” w 1952 roku.
Portret Jana Koszczyc-Witkiewicza ze strony internetowej wkazimierzudolnym.pl
Postać profesora Koszczyc-Witkiewicza w tajemniczy sposób splata się z losami powieści „Uroczysko” i jej autora. Jak wiemy prawdziwe nazwisko autora brzmiało Zbigniew Nowicki, i tak podpisywał swoje najstarsze felietony. Pod tym nazwiskiem złożył też do druku swoją pierwszą książkę, która jednak z przyczyn politycznych została odrzucona. Wtedy przybrał pseudonim „Nienacki”, pod którym książkę opublikował. Pytany później o pochodzenie tego pseudonimu podawał różne wersje, ale jego żona, Helena Nowicka utrzymuje, że wyłuskał go ze spuścizny literackiej po Żeromskim. Tak pisze Mariusz Szylak, autor biografii „Zbigniew Nienacki, życie i twórczość”.
Stefan Żeromski rzeczywiście napisał książkę „Walka z szatanem”, której głównym bohaterem jest młody architekt próbujący bezskutecznie naprawić niedoskonały świat - Ryszard Nienaski. I w tej właśnie formie - „Nienaski”, pseudonim pojawił się po raz pierwszy, tak podpisywał swoje felietony w 1956 roku (podaję za Mariuszem Szylakiem), przechodząc z czasem na formę „Nienacki”. Zdobyłem trylogię „Walka z Szatanem” Żeromskiego i próbowałem znaleźć podobieństwa do naszego Autora. Ryszard Nienaski rzeczywiście ginie walcząc o lepszy świat, bo kiedy otrzymuje duże pieniądze i zamierza wydać je na rzecz społeczeństwa finansując geologiczne poszukiwania węgla, społeczeństwo w osobach towarzyszy partyjnych (1916 rok!) domaga się żywej gotówki, a wobec odmowy zabija Nienaskiego wrzucając go do Wisły. Na upartego można to powiązać z sytuacją Nienackiego któremu "towarzysze partyjni" odrzucili książkę, ale trochę to za mało. Przeglądając archiwalne numery archeologicznego kwartalnika „Z otchłani wieków”, w numerze z 1960 roku znalazłem nekrolog Jana Koszczyc-Witkiewicza. Wynika z niego, że Jan Koszczyc-Witkiewicz, prywatnie przyjaciel i zięć Stefana Żeromskiego, był pierwowzorem postaci Nienaskiego. Czy to tylko przypadek?
Badania prowadzone przez zespół Jana Koszczyc-Witkiewicza, potwierdziły fakt ustalony już przez wojną przez innego historyka sztuki – Michała Walickiego, że lewa nawa boczna kolegiaty jest dłuższa od prawej o jeden metr. Zbigniew Nienacki wykorzystał to jako główną intrygę swojej książki. Tym którzy nie czytali „Uroczyska” albo czytali dawno temu przypominam, że dwaj archeolodzy – Narkuski i Nietajenko, odkrywają iż jedna z bocznych ścian kolegiaty jest dłuższa od drugiej o dwa kroki. Zgłębiający tę zagadkę Tomasz odkrywa wewnątrz kolegiaty w jej bocznej nawie epitafium wmurowane w ścianę. Po zdjęciu kamiennej tablicy okazuje się, że jest za nią ukryte wejście do podziemnego korytarza kryjącego szkielety rycerzy i zakonników - ofiary potyczki sprzed kilkuset lat oraz staurotekę - bezcenny romański relikwiarz.
Tumska kolegiata naprawdę ma asymetryczne nawy boczne. Północna nawa kolegiaty (czyli lewa patrząc w kierunku ołtarza), została w sposób celowy zbudowana jako dłuższa, chociaż widać to dopiero na planach. Osoba oglądająca kościół zarówno od zewnątrz jak i od środka, nie widzi żadnej różnicy. Co ciekawe, w żadnej publikacji na temat kolegiaty w Tumie, nie ma próby wytłumaczenia tej asymetrii chociaż szeroko analizowano mnóstwo innych problemów, np. dlaczego filary są ośmiokątne a nie kwadratowe, albo czy tamtejsze empory to triforia Wygląda to, jakby kolejni naukowcy badający kolegiatę pomijali ten problem bo nie umieli znaleźć odpowiedzi.
Plan kolegiaty na poziomie przyziemia, zdjęcie
z artykułu Jana Koszczyc-Witkiewicza
Kolegiata ma więcej tajemnic. W czasie badań archeologicznych wnętrza kolegiaty, prowadzonych przez archeologów z Uniwersytetu Łódzkiego , odkryto fundamenty budowli powstałej kilkadziesiąt lat przed kolegiatą, prawdopodobnie opactwa benedyktynów. W fundamentach ostatniego pomieszczeniu nowoodkrytej budowli określanego jako aneks, odkryto wmurowaną w podłoże, obrobioną starannie kamienną płytę, o wymiarach 200x65cm. Po podniesieniu płyty znaleziono pod nią niewielką przestrzeń, o ścianach i dnie wyłożonych kamieniami.
Tajemnicza wnęka, schemat z publikacji
„Łęczyckie Opactwo Panny Marii”
Co ciekawe płyta nie była zlokalizowana wewnątrz pomieszczenia, ale w obrębie jego grubej na ponad metr ściany. Kiedy wraz z Milady i michaŁem odwiedziliśmy uczestnika tamtych badań, profesora Tadeusza Poklewskiego i spytaliśmy go o tę zagadkową wnękę, powiedział tylko, że na pewno nie był to grobowiec. Profesor opowiedział nam także, że Zbigniew Nienacki w 1955 roku odwiedził archeologów pracujących w Tumie. Można domyślać się, że opowiedzieli mu wtedy o różnicach w długości naw kolegiaty i zapewne także o niepotwierdzonych podejrzeniach istnienia podziemi. Poznana historyczna tajemnica natchnęła go do napisania „Uroczyska”. Każdy kto czytał „Uroczysko” domyśli się, że naukowcy pokazali mu także tę kamienną płytę, którą również wykorzystał w książce. Taka właśnie kamienna płyta zostaje odkopana w tajemniczej budowli, której ruiny odkryli archeolodzy, a Narkuski i Nietajenko dochodzą do wniosku, że to kamienna podstawa ołtarza. Za płytą autor książki umieścił wyjście z korytarza zaczynającego się wewnątrz kolegiaty. Płyta znaleziona w fundamentach opactwa nadal uznawana jest za zagadkową, a przynajmniej tak ją określa uczeń profesora Poklewskiego, Jerzy Sikora w publikacji z 2002 roku „Uwagi na temat tzw. opactwa Panny Marii w Tumie pod Łęczycą”.
Płyta przykrywająca tajemnicza wnękę, zdjęcie z publikacji
„Łęczyckie Opactwo Panny Marii”
Inspiracją do pomysłu podziemnego korytarza biegnącego z kolegiaty na bagna, mogła być z kolei informacja o dziwnej studni odkrytej kilka lat wcześniej przez tych samych archeologów, kiedy badali grodzisko. Studnia miała obudowę z dranic i wyglądała jak głęboka sztolnia. W publikacji Andrzeja Nadolskiego z wykopalisk w tumskim grodzisku czytamy, że studnia miała dziwną konstrukcję, w postaci jakby „skrzyń” włożonych jedna w drugą i zwężających się w głąb. Z treści artykułu wynika, że taka budowa studni była dla archeologów pewnym zaskoczeniem. Możemy sobie wyobrazić, jak kopiąc w dół i odkrywając kolejną skrzynię przypominającą wejście do szybu, zastanawiali się, dokąd to wszystko dąży i czy całość gdzieś głęboko nie skręci w kierunku kolegiaty. Niestety studnia kończyła się na głębokości 4 metrów, nie dało się jej zresztą dokładnie zbadać bo wykop podchodził wodą.
Studnia odkryta w tumskim grodzisku – prace wykopaliskowe i
schemat rekonstrukcji, z artykułu Andrzeja Nadolskiego
A stauroteka istniała naprawdę. Bezcenny romański relikwiarz wykładany klejnotami, z relikwią Krzyża świętego, był przechowywany w kolegiacie tumskiej od czasu jej wybudowania, aż do 1939 roku, kiedy został zrabowany. Nie odnalazł się do dziś.
Zdjęcia stauroteki z książki Michała Walickiego.
Wykorzystałem zdjęcia z publikacji:
- Michał Walicki „Kolegiata w Tumie pod Łęczycą”. Łódź 1938
- Jan Koszczyc-Witkiewicz. „Kolegiata w Tumie pod Łęczycą”. Teka konserwatorska, zeszyt 1, 1952
- Andrzej Nadolski „Prace wykopaliskowe w grodzisku w Tumie k. Łęczycy w latach 1948-49”, Studia Wczesnośredniowieczne, tom 1, 1952
- Anatol Gupieniec „Skarb i monety odkryte w grodzisku łęczyckim”, Studia Wczesnośredniowieczne, tom 3, 1955
- Andrzej Nadolski, Andrzej Abramowicz, Tadeusz Poklewski, „Łęczyckie Opactwo Panny Marii”. Prace i materiały muzeum archeologicznego i etnograficznego w Łodzi, 1960
- Jerzy Sikora, „Uwagi na temat tzw. opactwa Panny Marii w Tumie pod Łęczycą”, Kwartalnik Historii Kultury Materialnej, 2002, nr 3-4
oraz z artykułów zgromadzonych na stronie internetowej poświęconej Zbigniewowi Nienackiemu - www.nienacki.art.pl
W 1948 roku w Tumie pod Łęczycą, rozpoczęła prace ekipa archeologów z Uniwersytetu Łódzkiego, badająca wczesnośredniowieczne grodzisko, położone nieopodal kolegiaty.
Grodzisko z wieży kolegiaty, zdjęcie z artykułu Andrzeja Nadolskiego
Archeolodzy zawszy byli bliscy sercu Tomasza, bohatera książek Zbigniewa Nienackiego. Nasz Autor nie brał jednak udziału w tamtych wykopaliskach, w pracach w Tumie uczestniczył natomiast znany mu osobiście archeolog Andrzej Nadolski, późniejszy kierownik Katedry Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego.
Andrzej Nadolski, zdjęcie ze strony Instytutu Archeologii
Prawdopodobnie to Nadolski był pierwowzorem profesora Nemsty. Oprócz ważnej zgodności pierwszej litery nazwiska („któryś ze studentów zdążył już na drzwiach wejściowych napisać kredą N4”) i tego, że naprawdę kierował pracami prowadzonymi w Tumie tuż po wojnie, przemawia za tym jeszcze jedno – błyskawiczna kariera. W 1957 roku, kiedy ukazało się pierwsze wydanie „Uroczyska”, miał już stopień docenta, podczas gdy w czasie powojennych prac w Tumie, podobnie jak książkowy Nemsta był jeszcze magistrem. Andrzej Nadolski był postacią znaną nie tylko w archeologii, napisał kilka popularnych książek o rycerstwie średniowiecznym, był konsultantem filmów „Krzyżacy”, „Gniazdo” i popularnego pod koniec lat 80-tych serialu dokumentalnego „Biała broń”. Wyniki badań w Tumie, Nienacki poznał prawdopodobnie od Andrzeja Nadolskiego albo od jego młodszego kolegi, a swojego przyjaciela, Jerzego Kmiecińskiego, również łódzkiego archeologa.
Zdjęcie z artykułu Andrzeja Nadolskiego
O tym, że Zbigniew Nienacki znał dobrze przebieg badań grodziska, świadczy zaczerpnięty z nich, a opisany w „Uroczysku” sposób otwarcia kurhanu - wyznaczenie szerokiej dwumetrowej dróżki, którą pogłębiono w chodnik-przekop i dotarto do środka kurhanu. Kurhanów nie bada się w ten sposób, co bardzo złośliwie wytknął mu autor recenzji pierwszego wydania „Uroczyska”, która ukazała się w 1958 roku w czasopiśmie archeologicznym „Z Otchłani Wieków”. Złośliwy publicysta, w swojej ociekającej jadem recenzji podsumował tę kwestię: „Autor więc wprowadza w błąd czytelnika przez opisywanie metod wykopaliskowych, których nie stosuje się w Polsce od kilkudziesięciu lat”. Może rzeczywiście kurhany bada się inaczej, ale jak wynika z publikacji Andrzeja Nadolskiego, tak właśnie badano tumskie grodzisko.
Rzymskie denary znalezione w grodzisku tumskim,
zdjęcie z artykułu Anatola Gupieńca.
W obrębie grodziska znaleziono m.in. dwa rzymskie denary, zapewne te same, które w książce pokazał Tomaszowi kościelny Just, jako kuwasowe talary. „Tak, chyba takie widziałem u Barczewskiego…Na monetach wizerunek otyłej twarzy mężczyzny. Czy to nie Neron ? Barczewski akurat taki samiutki denar mi pokazywał i mówił: „Przyjrzyj się jak wyglądał Neron, jaka ordynarną miał gębę”.
W tym samym czasie co archeolodzy, pracowali w Tumie konserwatorzy i historycy sztuki, ratujący kolegiatę ze zniszczeń wojennych. Ta grupa zawodowa musiała być jeszcze bliższa Zbigniewowi Nienackiemu, skoro w późniejszych książkach zrobił Tomasza właśnie historykiem sztuki. Zespołem badającym i odbudowującym kolegiatę kierował profesor Jan Koszczyc-Witkiewicz, architekt i konserwator zabytków. Swoją relację z kilkudziesięcioma zdjęciami i szkicami różnych przekrojów kolegiaty, opublikował w piśmie specjalistycznym „Teka Konserwatorska” w 1952 roku.
Portret Jana Koszczyc-Witkiewicza ze strony internetowej wkazimierzudolnym.pl
Postać profesora Koszczyc-Witkiewicza w tajemniczy sposób splata się z losami powieści „Uroczysko” i jej autora. Jak wiemy prawdziwe nazwisko autora brzmiało Zbigniew Nowicki, i tak podpisywał swoje najstarsze felietony. Pod tym nazwiskiem złożył też do druku swoją pierwszą książkę, która jednak z przyczyn politycznych została odrzucona. Wtedy przybrał pseudonim „Nienacki”, pod którym książkę opublikował. Pytany później o pochodzenie tego pseudonimu podawał różne wersje, ale jego żona, Helena Nowicka utrzymuje, że wyłuskał go ze spuścizny literackiej po Żeromskim. Tak pisze Mariusz Szylak, autor biografii „Zbigniew Nienacki, życie i twórczość”.
Stefan Żeromski rzeczywiście napisał książkę „Walka z szatanem”, której głównym bohaterem jest młody architekt próbujący bezskutecznie naprawić niedoskonały świat - Ryszard Nienaski. I w tej właśnie formie - „Nienaski”, pseudonim pojawił się po raz pierwszy, tak podpisywał swoje felietony w 1956 roku (podaję za Mariuszem Szylakiem), przechodząc z czasem na formę „Nienacki”. Zdobyłem trylogię „Walka z Szatanem” Żeromskiego i próbowałem znaleźć podobieństwa do naszego Autora. Ryszard Nienaski rzeczywiście ginie walcząc o lepszy świat, bo kiedy otrzymuje duże pieniądze i zamierza wydać je na rzecz społeczeństwa finansując geologiczne poszukiwania węgla, społeczeństwo w osobach towarzyszy partyjnych (1916 rok!) domaga się żywej gotówki, a wobec odmowy zabija Nienaskiego wrzucając go do Wisły. Na upartego można to powiązać z sytuacją Nienackiego któremu "towarzysze partyjni" odrzucili książkę, ale trochę to za mało. Przeglądając archiwalne numery archeologicznego kwartalnika „Z otchłani wieków”, w numerze z 1960 roku znalazłem nekrolog Jana Koszczyc-Witkiewicza. Wynika z niego, że Jan Koszczyc-Witkiewicz, prywatnie przyjaciel i zięć Stefana Żeromskiego, był pierwowzorem postaci Nienaskiego. Czy to tylko przypadek?
Badania prowadzone przez zespół Jana Koszczyc-Witkiewicza, potwierdziły fakt ustalony już przez wojną przez innego historyka sztuki – Michała Walickiego, że lewa nawa boczna kolegiaty jest dłuższa od prawej o jeden metr. Zbigniew Nienacki wykorzystał to jako główną intrygę swojej książki. Tym którzy nie czytali „Uroczyska” albo czytali dawno temu przypominam, że dwaj archeolodzy – Narkuski i Nietajenko, odkrywają iż jedna z bocznych ścian kolegiaty jest dłuższa od drugiej o dwa kroki. Zgłębiający tę zagadkę Tomasz odkrywa wewnątrz kolegiaty w jej bocznej nawie epitafium wmurowane w ścianę. Po zdjęciu kamiennej tablicy okazuje się, że jest za nią ukryte wejście do podziemnego korytarza kryjącego szkielety rycerzy i zakonników - ofiary potyczki sprzed kilkuset lat oraz staurotekę - bezcenny romański relikwiarz.
Tumska kolegiata naprawdę ma asymetryczne nawy boczne. Północna nawa kolegiaty (czyli lewa patrząc w kierunku ołtarza), została w sposób celowy zbudowana jako dłuższa, chociaż widać to dopiero na planach. Osoba oglądająca kościół zarówno od zewnątrz jak i od środka, nie widzi żadnej różnicy. Co ciekawe, w żadnej publikacji na temat kolegiaty w Tumie, nie ma próby wytłumaczenia tej asymetrii chociaż szeroko analizowano mnóstwo innych problemów, np. dlaczego filary są ośmiokątne a nie kwadratowe, albo czy tamtejsze empory to triforia Wygląda to, jakby kolejni naukowcy badający kolegiatę pomijali ten problem bo nie umieli znaleźć odpowiedzi.
Plan kolegiaty na poziomie przyziemia, zdjęcie
z artykułu Jana Koszczyc-Witkiewicza
Kolegiata ma więcej tajemnic. W czasie badań archeologicznych wnętrza kolegiaty, prowadzonych przez archeologów z Uniwersytetu Łódzkiego , odkryto fundamenty budowli powstałej kilkadziesiąt lat przed kolegiatą, prawdopodobnie opactwa benedyktynów. W fundamentach ostatniego pomieszczeniu nowoodkrytej budowli określanego jako aneks, odkryto wmurowaną w podłoże, obrobioną starannie kamienną płytę, o wymiarach 200x65cm. Po podniesieniu płyty znaleziono pod nią niewielką przestrzeń, o ścianach i dnie wyłożonych kamieniami.
Tajemnicza wnęka, schemat z publikacji
„Łęczyckie Opactwo Panny Marii”
Co ciekawe płyta nie była zlokalizowana wewnątrz pomieszczenia, ale w obrębie jego grubej na ponad metr ściany. Kiedy wraz z Milady i michaŁem odwiedziliśmy uczestnika tamtych badań, profesora Tadeusza Poklewskiego i spytaliśmy go o tę zagadkową wnękę, powiedział tylko, że na pewno nie był to grobowiec. Profesor opowiedział nam także, że Zbigniew Nienacki w 1955 roku odwiedził archeologów pracujących w Tumie. Można domyślać się, że opowiedzieli mu wtedy o różnicach w długości naw kolegiaty i zapewne także o niepotwierdzonych podejrzeniach istnienia podziemi. Poznana historyczna tajemnica natchnęła go do napisania „Uroczyska”. Każdy kto czytał „Uroczysko” domyśli się, że naukowcy pokazali mu także tę kamienną płytę, którą również wykorzystał w książce. Taka właśnie kamienna płyta zostaje odkopana w tajemniczej budowli, której ruiny odkryli archeolodzy, a Narkuski i Nietajenko dochodzą do wniosku, że to kamienna podstawa ołtarza. Za płytą autor książki umieścił wyjście z korytarza zaczynającego się wewnątrz kolegiaty. Płyta znaleziona w fundamentach opactwa nadal uznawana jest za zagadkową, a przynajmniej tak ją określa uczeń profesora Poklewskiego, Jerzy Sikora w publikacji z 2002 roku „Uwagi na temat tzw. opactwa Panny Marii w Tumie pod Łęczycą”.
Płyta przykrywająca tajemnicza wnękę, zdjęcie z publikacji
„Łęczyckie Opactwo Panny Marii”
Inspiracją do pomysłu podziemnego korytarza biegnącego z kolegiaty na bagna, mogła być z kolei informacja o dziwnej studni odkrytej kilka lat wcześniej przez tych samych archeologów, kiedy badali grodzisko. Studnia miała obudowę z dranic i wyglądała jak głęboka sztolnia. W publikacji Andrzeja Nadolskiego z wykopalisk w tumskim grodzisku czytamy, że studnia miała dziwną konstrukcję, w postaci jakby „skrzyń” włożonych jedna w drugą i zwężających się w głąb. Z treści artykułu wynika, że taka budowa studni była dla archeologów pewnym zaskoczeniem. Możemy sobie wyobrazić, jak kopiąc w dół i odkrywając kolejną skrzynię przypominającą wejście do szybu, zastanawiali się, dokąd to wszystko dąży i czy całość gdzieś głęboko nie skręci w kierunku kolegiaty. Niestety studnia kończyła się na głębokości 4 metrów, nie dało się jej zresztą dokładnie zbadać bo wykop podchodził wodą.
Studnia odkryta w tumskim grodzisku – prace wykopaliskowe i
schemat rekonstrukcji, z artykułu Andrzeja Nadolskiego
A stauroteka istniała naprawdę. Bezcenny romański relikwiarz wykładany klejnotami, z relikwią Krzyża świętego, był przechowywany w kolegiacie tumskiej od czasu jej wybudowania, aż do 1939 roku, kiedy został zrabowany. Nie odnalazł się do dziś.
Zdjęcia stauroteki z książki Michała Walickiego.
Wykorzystałem zdjęcia z publikacji:
- Michał Walicki „Kolegiata w Tumie pod Łęczycą”. Łódź 1938
- Jan Koszczyc-Witkiewicz. „Kolegiata w Tumie pod Łęczycą”. Teka konserwatorska, zeszyt 1, 1952
- Andrzej Nadolski „Prace wykopaliskowe w grodzisku w Tumie k. Łęczycy w latach 1948-49”, Studia Wczesnośredniowieczne, tom 1, 1952
- Anatol Gupieniec „Skarb i monety odkryte w grodzisku łęczyckim”, Studia Wczesnośredniowieczne, tom 3, 1955
- Andrzej Nadolski, Andrzej Abramowicz, Tadeusz Poklewski, „Łęczyckie Opactwo Panny Marii”. Prace i materiały muzeum archeologicznego i etnograficznego w Łodzi, 1960
- Jerzy Sikora, „Uwagi na temat tzw. opactwa Panny Marii w Tumie pod Łęczycą”, Kwartalnik Historii Kultury Materialnej, 2002, nr 3-4
oraz z artykułów zgromadzonych na stronie internetowej poświęconej Zbigniewowi Nienackiemu - www.nienacki.art.pl